Chcę iPhone'a 14 - wyznanie starego androidziarza

Nowy iPhone 14 Plus to smartfon, na którego nie czekałem, a jednak to on po ponad 10 latach ma szansę przekonać mnie, by wreszcie porzucić Androida.

Swojego pierwszego smartfona kupiłem w 2011 roku i od tamtej pory nieprzerwanie pozostałem lojalny wobec Androida. Ale wiecie co? Chyba czas na zmiany. Dzisiejsza premiera iPhone’a 14 utwierdziła mnie w pomyśle, który chodził mi po głowie już od jakiegoś czasu: by rzucić to wszystko w diabły i przejeść na jabłkową stronę mocy.

I tak, wiem, że rozmawiamy o iPhone’ie 14 – prawdopodobnie najnudniejszym, najmniej innowacyjnym smartfonie w dziejach. Ale wiecie co? W tym rzecz – ja nie szukam innowacji. W innym przypadku zdecydowałbym się na zakup któregoś ze składaków z Androidem. Jasne, to świetne urządzenia i bardzo się cieszę, że istnieją. Potrzebne są telefony, które będą przecierały szlak, wdrażając nowe pomysły i technologie. Sęk w tym, że o ile mocno im kibicuję, tak od mojego prywatnego smartfona oczekuję niezawodności i przewidywalności.

Odgrzewane kotlety też są smaczne

I mówcie, co chcecie, ale wiem, że w przypadku iPhone’a dokładnie to dostanę. Ten sam design, ten sam interfejs, te same aplikacje. Nuda? Nie, przewidywalność. Biorąc do ręki iPhone’a dokładnie wiem, czego się spodziewać. Nie muszę się też obawiać, że któraś aktualizacja wywróci mi wszystko do góry nogami, zmuszając do nieplanowanej zmiany telefonu. Takie coś też już w swojej karierze przerabiałem i uwierzcie mi, żadna przyjemność.

Oczywiście ten konserwatyzm Apple nie jest głównym argumentem, przez który rozważam przesiadkę, ale wiecie – kupuję to. Rozumiem ideę, by dawać użytkownikom to, do czego się przyzwyczaili i nie wymyślać bez potrzeby koła na nowo. Taki właśnie jest iPhone 14 – wtórny do bólu, ale przy tym sprawdzony i bezpieczny. Jako zblazowany dziennikarz tech mogę na to marudzić, ale jako potencjalny użytkownik w gruncie rzeczy nawet się cieszę.

iPhone zamiast Androida? To ma sens

Cieszę się, bo iPhone 14 to po prostu iPhone, a argumentów za przesiadką na iPhone’a uzbierało mi się na przestrzeni lat kilka. Rzecz jasna numero uno od zawsze była i jest kwestia wsparcia. Lekko licząc pięć lat aktualizacji to nie w kij dmuchał – odpada mi główny argument, dla którego tak często wymieniam smartfony. Nie jest to jednak bynajmniej jedyna rzecz, której zazdroszczę kolegom po drugiej stronie płotu.

Coraz częściej marzy mi się także ajfonowy aparat. Nie, nie dlatego, że mój obecny telefon robi kiepskie zdjęcia. Wręcz przeciwnie – fotki z mojego obecnego OnePlusa wychodzą zaje… ekhm, bardzo ładne. Co innego filmy. Coraz częściej widuję kolegów po fachu, którzy porzucili bezlusterkowce na rzecz iPhone’ów, uzyskując równie dobre efekty. To znaczy, równie dobre jak na potrzeby YouTube’a, ale wiecie – też tak chcę.

Tymczasem w przypadku większości smartfonów z Androidem kwestia nagrań wideo potraktowana wydaje się być po macoszemu. Jasne, można z ich pomocą uzyskać dobrze wyglądający materiał, ale wymaga to znacznie więcej wysiłku niż w przypadku telefonów z jabłkiem na obudowie. W innym wypadku zawsze znajdzie się coś, co zdradzi, że dane nagranie wykonane zostało telefonem – nienaturalne kolory, źle dobrana szybkość migawki itd. Z jakiegoś powodu nie spotkałem się jeszcze, by koledzy z iPhone’ami narzekali na podobne problemy.

No i jest kwestia słynnego ekosystemu. „Złotej klatki”, jak często go nazywałem. I w sumie nazywam nadal, tylko… sam dałem się w tej klatce zamknąć. Od kilku miesięcy korzystam z Maca Mini i, kurka, konieczność synchronizowania danych za pomocą zewnętrznych aplikacji zaczęła się robić irytująca, od kiedy na wyciągnięcie jest alternatywa w postaci iCloud.

A mury runą... dzięki iPhone 14

W zasadzie tylko dwie rzeczy powstrzymywały mnie zawsze przed zakupem iPhone’a. No, może trzy, ale do tego jeszcze wrócimy. W każdym razie dwie bariery, o których wspomniałem, to interfejs i bateria.

Jeśli chodzi o interfejs… cóż, miałem do iOS kilka podejść i za każdym razem odrzucała mnie logika niektórych rozwiązań tego systemu. Brak łatwego dostępu do systemu plików, ograniczona wymiana danych między aplikacjami firm trzecich czy brak uniwersalnego sposobu na powrót do poprzedniego ekranu to tylko kilka przykładów tego, o czym mówię. Ale macOS też uważam za system pod wieloma względami nieprzyjazny i mało intuicyjny, a jakoś z niego korzystam. Podejrzewam, że z iOS też w końcu znajdę wspólny język.

Zobacz: Wcisnęli mi macOS. Jaki ten system jest głupi!

I zostaje ostatnia kwestia: akumulator. Ostateczna granica. Bariera nie do przeskoczenia. Nie będę ukrywał, z telefonu korzystam BARDZO intensywnie. Zdarzało mi się już, że nie ruszałem się z domu bez powerbanku, bo w innym przypadku mój ówczesny smartfon umierał nim wróciłem do domu. Nie chciałbym do tych czasów wracać, a jednak w przypadku przesiadki na sprzęt Apple trochę nie byłoby wyjścia. Nieważne, jakie czary odprawiają w Cupertino – 3240 mAh (pojemność akumulatora w iPhone 13) to na dzisiejsze standardy malutko, a doniesienia użytkowników tylko to potwierdzają.

To oczywiście nie oznacza, że nie można kupić iPhone’a z dobrym akumulatorem. Jest w końcu iPhone 13 Pro Max, który spisuje się pod tym względem znacznie lepiej od swoich mniejszych krewnych. Tylko tu pojawia się jeden szkopuł – cena. Nie chcę dopłacać do najdroższego modelu w ofercie giganta z Cupertino tylko po to, żeby telefon nie rozładował mi się przed powrotem do domu, bo to kompletnie bez sensu.

Ale w tym roku pojawia się jeszcze jedna opcja: iPhone 14 Plus. Jeszcze przed prezentacją nowych iPhone’ów trochę goryczy wylaliśmy z kolegami pod jego adresem, bo w końcu stał się jednym z gwoździ do trumny unikalnej serii Mini. Ba, nawet ochrzciliśmy go ksywką „Biedamax”.

Tylko jak się nad tym zastanowić, to ten telefon ma całkiem sporo sensu. Jasne, 6,7” to patelnia, ale przecież trafiały już do mojej kieszeni większe telefony i jakoś żyję (kieszenie zresztą też). Jeśli natomiast w zamian mam dostać akumulator, który bez problemu wytrzyma cały dzień z dala od ładowarki – a wszystko wskazuje na to, że tak właśnie będzie – to z mojej perspektywy jest to zupełnie uczciwy kompromis.

I w ten oto sposób iPhone 14 – prawdopodobnie najnudniejszy iPhone na przestrzeni ostatnich lat – przełamał ostatnią barierę, która broniła mnie przed wskoczeniem obiema nogami w ekosystem Apple. No, prawie ostatnią. Pozostaje jeszcze kwestia ceny. Choć iPhone 14 Plus jest tańszy od wariantu Pro, to jednak w dalszym ciągu trzeba za niego zapłacić blisko 6000 zł.

Czy warto? Tego jeszcze nie jestem pewny. Wiem natomiast, że po raz pierwszy jestem na etapie, gdzie realnie taki zakup rozważam… i prawdopodobnie w końcu się skuszę.

Zobacz: Apple w końcu zaskakuje! iPhone 14 jednak nie podrożał

Zobacz: Thermomix czy Biedamax? Apple namieszał w kotle

Niniejsza relacja powstaje dzięki uprzejmości banku Citi Handlowy S.A. Załóż w nim konto, korzystając z tego linku, by zgarnąć nawet 450 zł do wydania na dowolny cel, w tym nowego smartfona Apple iPhone 14.

Google News Chcesz być na bieżąco? Obserwuj nas na

Źródło zdjęć: Apple

Źródło tekstu: własne

Kupiłem iPhone'a, ale z zazdrością patrzę na smartfony z Androidem...

Mój opis na Instagramie to "Androidowiec z iPhone’em w kieszeni" i chyba zaczyna powoli mnie denerwować to, co mam w tej kieszeni. Nie będę ukrywać, to chyba zazdrość, ponieważ smartfony z systemem Google'a mają obecnie dużo więcej ciekawych rozwiązań.

Po kilku mniej lub bardziej udanych latach z Androidem stwierdziłem, że potrzebuję czegoś nowego, a obecnie jedyną alternatywą jest iOS. Długo nie szukałem, ponieważ najlepszym wyborem w moim budżecie był iPhone 11. Pod wieloma względami to jest naprawdę świetny sprzęt, ale jednak z coraz większą zazdrością patrzę na konkurencję i moim następnym sprzętem niekoniecznie będzie produkt Apple.

Duże baterie, szybkie ładowanie...

Wśród smartfonów z Androidem baterie o pojemności 5000 mAh nie robią już takiego wrażenia. Coraz więcej urządzeń jest wyposażonych w takie lub nawet większe ogniwa, a w moim iPhonie 11 jest dość mizerne 3110 mAh (co ciekawe w następcy, czyli iPhonie 12, znajdziemy jedynie 2815 mah). Nawet wersje Max nie przekraczają 4000 mAh (3969 mAh - 11 Pro Max, 3687 - 12 Pro Max).

Apple może nie wyposażyło swoich urządzeń w największe akumulatory, ale zapewne ładują się one błyskawicznie, prawda? No cóż, również nie do końca. Mój smartfon obsługuje ładowarki 18 W, a najnowsza seria poradzi sobie z 20 W. Patrząc na rynek sprzętów z Androidem, gdzie w chińskich markach standardem powoli staje się 60 W, czuć lekkie ukłucie wstydu.

Zanim jednak przejdę do kolejnego punktu, muszę jeszcze wspomnieć o jednym elemencie. Przed kupnem iPhone'a byłem przekonany, że te wszystkie minusy rekompensuje z nawiązką optymalizacja i jakość ogniw, przez co mój iPhone 11 zachowa początkowy czas pracy przez wiele miesięcy. Tutaj również nie jest tak kolorowo. Kupiłem telefon z sierpniu i do grudnia nie miałem żadnych problemów z czasem pracy, jednak potem kondycja baterii zaczęła nagle spadać i obecnie wynosi 90 proc.

Szczytem był dzień, gdy odłączyłem telefon przed 5 rano, a przez 14:00 miał już 15% baterii. Co istotne, SoT wyniósł niecałe 4 godziny, a większość baterii zjadło mi Spotify.

W tym miejscu dodam, że skorzystałem ze zdalnej diagnozy Apple'a i z moją baterią jest wszystko w porządku, a do serwisu mam się udać jak ogniwo spadnie poniżej 80 proc. No cóż, trochę słaba ta bateria.

Szybkie odświeżanie ekranu, tryby pro w aparacie...

To nie koniec mojego potoku słów spowodowanych zazdrością względem sprzętów z Androidem. Testując regularnie nowe produkty z tym systemem, widzę, w jakim idzie kierunku i co oferuje. Mógłbym chociażby napisać kilka akapitów o składanych urządzeniach, ale takie smartfony są ciekawostką również dla wielu fanów systemu Google'a, więc ten element pominę.

Nie mogę jednak odpuścić faktu, że Apple znowu zaspał i zapomniał wprowadzić do swoich urządzeń szybszego odświeżania ekranu. Wiem, że to już jest w iPadach i ma pojawić się w iPhone'ach z numerkiem 13, ale ani moje urządzenie, ani żaden z przedstawicieli aktualnej generacji nie doczekały się tej funkcji.

Z ciekawości przejrzałem ofertę jednego z polskich sklepów z elektroniką i najtańszym smartfonem z Androidem mającym większe odświeżanie ekranu jest Samsung Galaxy M12 (90 Hz), który kosztuje 769 złotych!

Z pewną zazdrością patrzę również na coraz bardziej zaawansowane aparaty w sprzętach konkurencji. Xiaomi kombinuje z płynną soczewką, kilku producentów bierze udział w wyścigu na najbardziej absurdalny ZOOM w telefonie, a vivo pokazuje gimbal w smartfonie.

Nawet Sharp, który u nas raczej nie jest znany z produkcji smartfonów, ostatnio zaskoczył pokazując telefon z 1-calową matrycą. Tymczasem Apple cały czas dopracowuje to co już było i raczej ciężko zarzucić mu innowacyjność.

Dla mnie jednak najistotniejsze jest to, że w iPhone'ach nadal brakuje systemowego trybu profesjonalnego z prawdziwego zdarzenia. Świetnym przykładem jest opcja dłuższego naświetlania. Co prawda jest tryb nocny, który go imituje, ale pokazuje się dopiero wtedy, gdy telefon sam uzna, że jest to potrzebne. Co więcej, jeżeli moja 11-stka stwierdzi, że nie jest jeszcze dostatecznie ciemno, będę mógł skorzystać tylko z 3-, 5-, 6-sekundowego naświetlania. Dopiero gdy czujnik światła przestanie odbierać niemal cokolwiek, będę mógł zwiększyć ten czas do 10 sekund.

Nie zrozumcie mnie źle, iPhone'y robią świetnie zdjęcie w trybie automatycznym. Sam bardzo chwalę możliwości fotograficzne 11-stki i wiem, że w większości przypadków ten model mnie po prostu nie zawiedzie. Czasem jednak chciałbym wyciągnąć z tego smartfona coś więcej, nieco pobawić się ustawieniami i spróbować uchwycić choć w połowie tak dobrze nocne niebo, jak robią to Pixele. Jedyną szansą na namiastkę takich możliwości są inne aplikacje aparatu, a na Androidzie to jest standardem i mogę zarówno spędzić długie godziny na grzebaniu w ustawieniach, jak i szybko uchwycić jakiś kadr.

iPhone to smartfon, a smartfon z Androidem to komputer?

Dawno, dawno temu korzystałem z Lumii 950 oraz Continuum i było to dość nieudane doświadczenie. Ostatnio miałem przyjemność zapoznać z Motorolą G100 oraz platformą ready for i tutaj było zdecydowanie lepiej. W dużym skrócie powiem tylko, że korzystając z tego rozwiązania, bez problemu napisałem cały tekst na blogu.

Źródło zdjęć: © fot. Konrad Błaszak Motorola Moto G100 i ready for

Możecie mieć inne zdanie, ale iPhone'y wydają się być idealnymi sprzętami do pracy w takim właśnie trybie. Mają sporą moc, dobrą optymalizację i teoretyczne zaplecze w postaci systemów iPadOS oraz MacOS. Już od jakiegoś czasu mówi się, że tablety z jabłkiem mogłyby dostać system z komputerów, więc czemu nie mógłby on być dodatkową opcją również na smartfonach? Zakładam, że stoją za tym spore pieniądze, których Apple nie chce się pozbyć, gdyż takie rozwiązanie mogłoby wpłynąć negatywnie na sprzedaż iPadów i Maców. To jednak kolejny element, w którym Android jest z przodu.

Może to śmiała wizja, ale za kilka lat smartfon może być nie tylko telefonem, ale i dla wielu osób pełnoprawnym komputerem. Motorola, Samsung czy Huawei już teraz przygotowują się do takiej przyszłości, a zapewne i inne firmy pracują nad podobnymi rozwiązaniami. Apple jak to ma w zwyczaju, rozwija się swoim tempem i zdaje się nie widzieć potencjalnych dróg rozwoju.

Ja lubię swojego iPhone'a, ale...

No właśnie, ja bardzo lubię swojego iPhone'a 11 i cenię go za wiele elementów. Po prostu patrzę na rynek, obserwuję konkurencję i czasem aż mnie w technologicznym sercu zakłuje, że to, co jest standardem w Androidach za 1000 złotych, nie trafia do smartfonów Apple'a kosztujących wielokrotnie więcej.

Chętnie zobaczyłbym powyższe funkcje w nowym jabłuszku, nawet jeśli w pełnej krasie trafiłyby jedynie do wariantów z dopiskiem Pro. Może nawet rozbiłbym wtedy skarbonkę, żeby dopłacić za taki model. Tylko czy iPhone z takimi funkcjami nie będzie jeszcze droższy?

Kiedyś kosztował krocie, był bestsellerem. Dzisiaj kupisz go w cenie średniaka. Czy nadal warto?

iPhone 11 to nadal bardzo dobry smartfon w 2022 roku. Sprawdzamy, gdzie warto go kupić i gdzie zrobisz to najtaniej. A może lepiej dopłacić do nowszego modelu?

Jeszcze nie tak dawno iPhone 11 był najpopularniejszym telefonem świata, a dzisiaj można kupić go w cenie kojarzącej się ze średniakiem z Androidem. Sprawdzamy, czy nadal warto go kupić. Gdzie zrobisz to najtaniej w 2022 roku?

Gdzie kupić iPhone 11 w 2022 roku?

Tradycyjnie zaczynamy od polskich sklepów. iPhone 11 w wersji z 64 GB na pliki użytkownika kosztuje u nas 2399 złotych. To całkiem fajna cena. W promocjach wcale nie pojawiał się dużo taniej. Na te raczej nie ma już co liczyć w 2022 roku. Można zaoszczędzić stówkę-dwie, to wszystko.

Polski Amazon ma sens tylko wtedy, kiedy szukasz iPhone 11 z większą pamięcią na dane. Na chwilę obecną znalazłem tam wyłącznie model z 256 GB na pliki. Jest drogi i nie wydaje mi się, żeby w 2022 roku warto było w niego inwestować. Za 3399 złotych zdecydowanie można kupić lepsze telefony za taką kasę.

Niemiecki Amazon jest nieco lepszy. W fajnej cenie jest zwłaszcza dostępny iPhone 11 128 GB. W Polsce trzeba za niego zapłacić 2850 złotych. Na Amazonie znalazłem go już za 2710 złotych. Nie jest to szalona oszczędność, ale zawsze coś. Sam chyba jednak wybrałbym model z 64 GB.

A co słychać w Chinach? Zaznaczę tylko, że zakup iPhone w Chinach zawsze uchodził za niezbyt bezpieczny. Nie będę tego nikomu odradzał, ale warto mieć się na baczności. Na AliExpress znalazłem go za 2000 złotych. Na Banggood nie ma go obecnie wcale.

Na koniec zostaje zakup z drugiej ręki. Egzemplarze w perfekcyjnym stanie i na gwarancji znajdziesz w cenie około 1400 złotych. Więcej na temat zakupu używanego iPhone’a znajdziesz w naszym poradniku zakupowym.

Dlaczego warto go kupić w 2022 roku?

iPhone 11 to obecnie najstarszy telefon Apple, który można polecić przeciętnemu użytkownikowi. Ma wszystko, czego można wymagać od nowoczesnego smartfona – oprócz 5G, ale jego znaczenie w Polsce nadal jest marginalne. Warto wspomnieć, że każdy smartfon Apple może liczyć na 5-letnie wsparcie aktualizacyjne – ten ma przed sobą co najmniej 2 lata aktualizacji.

Największe zalety? Zdecydowanie wydajność i aparat. Apple A13 w 2022 roku to nadal bardzo mocny procesor, który niewiele ustępuje flagowym SoC z topowych Androidów. W połączeniu z 4 GB RAM możesz liczyć na płynną pracę w każdych warunkach. Smartfon ma też bardzo dobre głośniki stereo.

Zaplecze fotograficzne zadowoli każdego, komu w codziennym użytkowaniu nie potrzeba teleobiektywu. W każdym scenariuszu jest świetnie – już za flagową stawką w 2022, ale jednak przed w zasadzie każdym telefonem z Androidem do 2500 złotych. Do plusów zaliczam też baterię, która nawet mocniej dociśnięta wytrzyma cały dzień pracy.

Wady? Ekran to LCD 60 Hz, co w tej półce w Androidzie jest nie do pomyślenia. To nie jest zła matryca, ale jednak nie może konkurować z podobnie wycenioną konkurencją. Do tego ramki dookoła wyświetlacza są dość grube i nie każdemu będą się podobać.

Być może po prostu szukasz najlepsze telefony do 3000 złotych. Choć obecnie w takiej cenie znajdziesz także kilka iPhone’ów, to trafi się także sporo dobrych modeli z Androidem. Zaktualizowany niedawno poradnik zakupowy znajdziesz poniżej.

Leave a Comment